14 czerwca 2012

za sprawą sprawców, spraw, sprawczości
zupełnie się nie sprawiłam, nie sprawdzam
Kinga Pe., że może jednak przywróci mi konw z ub r oraz pozwoli mi to oblać wszystko ciepłym moczem i przejść przez only włoską archi + napisać esej o grafo-szoku.

budzę się i przeklinam konieczności. najpierw tę, że nie mogę zasnąć i tymże stanem odgrodzić się od nieszczęścia, które czyha poza nieświadomością. skóra pod oczami znużona, zwisa, gdyby przyczepił do niej ciężarki. witaj strumyczku uryny. witaj smutku.

nie można myśli uczesać, jak włosów. tych też nie.
za długo zwlekałam z życiem i nie spostrzegłam, aż ściemnia się i czas wracać, by noc ciemna nie zaskoczyła na pustkowiuwlesie.
babcia wyprowadziła kiedyś na kumy za trzy wioski, poza gniazdo Smauga, poza kolonię dziwożon, którym ze sromów wyrastały węże. zasiedziałymy się (babcia, bo co dla dwunastolatki za atrakcja: baby gwarzące o tym, że Heniek przed wojno skradł kurę i odtąd na Hobbiton spadła mgła i wszystko, co wzejdzie dostaje sporyszów) i ruszyłymy na powrót: jedno ścieżko na wskroś, aż kładła się inna w poprzek, to wtedy my w ten poprzek, a dalej poprzekiem, aż do zdziczałego podziedzickiego parku co go chłopstwo sponiewierało z zawiści, koło dworu, gdzie chłopy chodziły szczać, srać i rzygać, bo nie było już co wykraść, dalej po rosochatych korzeniach, koło gieesu i prostą nagą drogą przez pola, koło samotnej koślawej sosny, krzyża i sadzawki i już już są my w domu. ale tu ciemno, że stopy swojej nie widzisz, bo to nie miacho, jeno wieś. i tak przez zagajnik, koło Smauga, budzących się dziwożon i ich syczących wężów. i nie wiem, czy gorsze były te zagajniki, chaszcze, zapuszczony park, czy może ta naga droga, gdzie jak na patelni popod światłem zimnych gwiazd dostępnym się było pogoni dziecięcych zmór.

Brak komentarzy: