11 stycznia 2009

zima, widzę, będzie bardzo ciężka. nie mogę już znieść udziału w zajęciach, które przecież uwielbiam. myślę, że ta, po zwierzęcemu ciężka, praca, nie pozostawiająca wolnych chwil nawet po wyjściu z niej, zamazuje obraz melancholii. być może niemożliwość podjęcia czynności i zadań innych niż bieżący znój, to znak głębokiego poczucia beznadziei.

6 stycznia 2009

orange juice

tak, Wro, to ładne miasto jest. coraz więcej wskazówek na niebie i ziemi mówi mi, że każde miasto jest ładniejsze od łosroł.
od wczoraj pełzam nosem po ziemi, gdyż nie odrobiłam jeszcze rocznego limitu poturbowań, więc ple ple ple. grudy muldy śniegu ukryte lodowiska itd. pełna koncentracja, skupienie, stateczniki. i bum: oko natrafia na dziwny spory obły kształt. martwy gołąb. stulony, jak siedział, we wrzeciono. niezwykle ładny, lecz leży, jak miejski paproch, w zupełnie nowej roli. zmarzł siedząc na gzymsie i spadł? cholerny koszmar. czasem trwoga podnosi włosy na głowie, kiedy pomyśleć o niemym, straszliwym, beznadziejnym cierpieniu zwierząt. bo rozumiem ludzkie cierpienie. człowiek szuka pomocy wsparcia. skrzypi jęczy. włącza sąsiadów w łańcuszek bólu i zgryzot. paciorki różańca: od świtu do kresu. lecz nie zwierzę. wszystkie te konające gołębie, które nie mają już siły, by poszukać nocnej kryjówki, błąkające się przy cokołach domów lub siedzące osowiale w jakim takim kącie. ból niemoc trwoga, kiedy zaświeci się nocą para wąskich ślepi.
jakiśmy to świat zbudowali, że tak powszednieje nam ból. żyjemy w wielkim bąblu krzyku, którego nie słyszymy.