7 grudnia 2008

mała wariacja na temat elektryczności

osoby dramatu:
kwa
kierowca nie znający miasta

czas:
piątek, godziny szczytu

miejsce akcji:
trasa między centrum a marsa

czas trwania dramatu:
1,5 h

najpierw kwa myli odnogi i wybiera lewą - drrrrrryyyyyn drrrrryyyn - na trasie łazienkowskiej, potem łapie się kolejne korki najpierw na wylocie w grochowską, potem co chwilę. następnie nie rozpoznaje szacownej ulicy marsa, bo od czasu, kiedy była kurduplem i często znajdowała się w tej plugawej dzielnicy, minęły jakieś setki lat i, kurwa, w ogóle, jak pech to pech. więc przejeżdża się, chujkurwadupacipa, marsa.... a potem, to już kurwa zabić się można, bo nigdzie nie ma nawrotki, tylko jedzie się i jedzie się i jedzie się i jedzie, tak do usranej śmierci. kiedy człowiek widzi białe niedźwiedzie, armie pikpoków, pieprzone renifery i białe myszki, kiedy kończy się świat, wtedy, hen hen przed jakimś boremlasem urywa się płot oddzielający pasma szosy i pojawia się nawijka. kierowca nie znający miasta milczy znacząco, aż czuje się międlony w ustach kamień przekleństwa zdolny wybić kwie oko... no co za porażka!

2 komentarze:

misiunio pisze...

W srańsku jak w każdej khe khe metropolii jest takie osiedle z nazwami planet jako nazwami ulic. Ale tam jeździ ..planetobus :D tym byś dojechała do celu bez nawrotek :P

takorzeczezaratustra pisze...

oj w srańsku, jak wiadomo, ja zawsze umim dojechać do portu północnego!