7 grudnia 2008

szumy zlepy trzaski

  1. jedna dawna przyjaciółka. że w środku nocy wzięłam wyszłam, bo spać nie mogę. i w nocnym negliżu, jak koszula i szlafrok oraz skarpety i kapcie, powlokłam się ciemnymi i pustymi ulicami, coś jak do baru z najthałksa... (często śnię właśnie Hopperami). dostałam palinkę w długim kieliszku z tulipanowo rozchylonym brzegiem na wysokiej nóżce. barmanką i właścicielem lokalu była przyjaciółka mej wiochnianej młodości. mam niejasne wyrzuty sumienia, z powodu rozstania. bo urwałam znajomość bez wyjaśnień. wtedy uznałam, że ona zatrzymała się na pewnym etapie fajności. fajność akceptująca siebie samą. fajność w postaci sześcianu. cube. jej fajność nie była już fajna dla mnie, a także nie pochwalałam jej entuzjastycznego rozkładania nóg dla wszystkich ciemnoskórych facetów, w których zaczęła obsesyjnie gustować. rozeszło się. może to nie wyrzuty, lecz niesmak? btw, tak więc spotkałam ją bezsennej nocy. wyszli już wszyscy goście, pora była zawrotna. czyśmy mówiły ze sobą, nie wiem. sączyłam z kieliszka. zamierzałam wyjść, spytałam, czy ona też. nie, ona ma kącik sypialny na zapleczu. może ja nie będę szła o tej porze i prześpię się u niej. cóż mówić. lata minęły. w czasach, kiedy były jeszcze budki telefoniczne, stałyśmy w jednej, padał gęsty spokojny śnieg, a my śpiewałyśmy 'Cichą noc' na języki...
  2. z inną w jakiejś kozackiej sytuacji [te trupie traumy!, te prosektoryjne storie], że kazano nam pęsetami materiały biologiczne przenosić do takich puszek. ni wu wu nie wiem, co to miało być: puszki były spore, blaszane i okrągłe, więc mogły być bardziej niż trumienkami, relikwiarzami... znaczy, no... nieważne. więc te puszki wysłane były białym atłasem [pokłosie pracy o przenosinach szczątków Słowackiego z Paryża na Wawel] na wysokim, miękkim podkładzie. i pęsetą z jakiejś kadzi wyjmować trzeba było i kompletować części twarzy. ja miałam moje zadanie, koleżanka identyczne. pęsety były dziwaczne. jedno odnóże krótsze, drugie, masywniejsze, okrągłe, podwinięte, jak przerażony psi ogon. zatem ujmowanie tych strzępów utrudnione. ochłapy mlaskały. zdefasonowane, odkształcone nosy, jakieś mięsa, uszy, skóra. ona jest z tych, którzy zamykają oczy na filmie i pytają, czy już, kiedy terminator wyjmuje sobie oko. więc, kiedy zobaczyłam, że złapała pęsetą duży fragment twarzy z trzęsącymi się oczami, powiedziałam, żeby przestała patrzeć...

8 komentarzy:

foty pisze...

a co brałaś przed snem? ;)

takorzeczezaratustra pisze...

a Ty to kto?

foty pisze...

a ja toja;) - nie wiem, czemu po zalogowaniu na google pokazuje się "foty" - ja bym się tak nie podpisała :)

takorzeczezaratustra pisze...

Lilka? cholerano! Załóż inny profil, albo ten przemianuj:D

Anonimowy pisze...

Nie ma to jak profesjonalny szablon na stronie głównej... :>

takorzeczezaratustra pisze...

taktak! zawsze kusi, by coś w tym jego idealnym ładzie spieprzyć :x

ru3.14 pisze...

wstrzasajace
ja to ostatnoi snie startrekiem i gwiezdnymi wrotami chyba, sa latajace slizgacze, teleportacje, drobne przeskoki w czasie i rozne przy okazji zbrodnie, ostatno odpalilem atomowke na boisku pilkarskim, tak niby, zeby zabic zawodnikow, a tu normalnie pol miasta szlag trafil

takorzeczezaratustra pisze...

wolałabym latać x-wingiem, niż pęsetować ludzkie mięsa!